Jak dojrzewa twoja historia? W jaki sposób wyrażasz siebie w życiu codziennym?
Być może twoje dzieło dopiero się kształtuje, a jego narracja powoli się wyłania
Możesz mieć luźne szkice, napisany projekt, ukończony obraz, czy piękną melodię, ale jeszcze nie zostały one przedstawione odbiorcy. Co Cię powstrzymuje? Zbyt wiele takich dzieł zalega później na półkach, bo obawiamy się je pokazać światu. Strach przed oceną i odrzuceniem często nas paraliżuje.
To tak intymne, to tak wrażliwe, a ktoś może tak o, wejść z butami i mnie skrytykować, a może nawet wyśmiać. Nie, nie, to za wiele…
Lepiej, żeby moja epicka historia kurzyła się na półce. Ktoś ją kiedyś przeczyta i wtedy mnie doceni.
Tylko, że to się nie wydarzy.
Nasza opowieść ma moc wpływania na innych tylko wtedy, gdy płynie z naszego przeżywania.
Wtedy staje się prawdziwa. W innym przypadku, obiektywnie, po prostu egzystujemy i przemijamy.
Ale skąd się bierze ten opór przed życiem pełną piersią? Przed korzystaniem ze swojego potencjału?
Bo wiemy, że nasz scenariusz nie jest idealny.
Bo wiemy, albo bardziej czujemy podskórnie, że zawiera błędy. Niedociągnięcia, nieścisłości, które, gdy zostaną zauważone, mogą sprawić, że nasza cała historia rozsypie się na kawałki. Rozsypie się nasza postać, którą tak pieczołowicie tworzyliśmy.
Całkiem sporo piszę – od 32 tygodni (w momencie gdy tworzę ten wpis), przynajmniej raz w tygodniu wypluwam z siebie dłuższy tekst. I jednocześnie jestem dyslektykiem, który popełnia błędy grosze niż dziecko w podstawówce, nieznające gramatyki. Mam świadomość swoich ograniczeń – nie jestem idealny.
Dlatego współpracuję z koleżanką, która redaguje moje teksty – ona nie próbuje zmienić mojego przekazu, ona próbuje wyciągnąć z niego „mięso”. A czasami po prostu stawia przecinki w odpowiednich miejscach, żeby historie, które opisuję, dało się czytać bez utraty flow.
Oczywiście, że moje ego odbiera każdą taką sugestię bardzo boleśnie.
No bo chciałbym być na tyle wszechstronny, żeby pisać idealnie i nie potrzebować pomocy kogoś, kto skończył polonistykę.
Tylko prawda jest taka, że nie mogę być dobry we wszystkim. Dlatego właśnie potrzebujemy specjalistów, którzy są biegli w swoich dziedzinach, w odróżnieniu od tych, którzy mają inne talenty i umiejętności.
Mimo, że lubię ruch, nie mam wiedzy tak wszechstronnej jak fizjoterapeuta i gdy naciągnę sobie mięsień, to korzystam z jego pomocy.
Mimo, że uwielbiam zdrowo jeść i gotować, nie mam wystarczającej wiedzy jak dietetyk, aby odpowiednio zbilansować swoją dietę.
Mimo, że jestem zakochany w swoim intelekcie, nie mam pełnej wiedzy z zakresu psychologii i działania umysłu.
Więc tak jak sięgasz po pomoc mechanika, gdy zapala Ci się lampka kontrolna w Twoim aucie – tak możesz sięgnąć po pomoc, gdy przytłaczają Cię intensywne emocje, czujesz trudności i masz poczucie, że twoja życiowa historia po prostu się sypie.
Dzięki skorzystaniu z wsparcia terapeutycznego wrócisz do tworzenia tego, o czym jest Twoje życie – zbierzesz swoje kawałki i zaczniesz pokazywać się w swojej autentyczności światu. Tym razem nie z poziomu lęku, przetrwania, chowania swojej wrażliwości do szuflady. Tym razem z poziomu akceptacji tego, kim jesteś i rozpoznania, jakie dary niesiesz światu.
Bo twoi ludzie mogą Cię rozpoznać i docenić, dopiero wtedy, kiedy odważysz się im pokazać, kim naprawdę jesteś.
Terapeuci to redaktorzy naszych opowieści, które sobie samym opowiadamy
Pogarda i brak zrozumienia – to zarzucił mi mój przyjaciel, któremu zasugerowałem skorzystanie z pomocy psychoterapeuty. Byłem zdezorientowany, nie takiej reakcji spodziewałem się od 32 latka żyjącego w XXI wieku. Mam po spotkaniu z nim taki wniosek – chciałbym abyśmy już zostawili w przeszłości czasy stygmatyzowania osób, które nie osiągnęły jeszcze dojrzałości emocjonalnej.
Proszenie o pomoc w pracy wewnętrznej to żaden wstyd, nikt z nas nie powinien mieć oporu, aby skorzystać z wsparcia terapeuty – tak jak ja nie wstydzę się, gdy proszę o profesjonalną korektę i redakcję tego, co piszę.
Tak jak w tekście, w naszej głowie przewijają się różne zdania i historie, czasami niektóre frazy i zdania warto doszlifować, żeby były jeszcze bardziej epickimi opowieściami – a nam żyło się po prostu lepiej.
Jeśli ktoś wierzy, że terapeuta to oszust, który próbuje nad nami zapanować i kierować nami, to nie mogę tego po prostu przemilczeć. Nie chcę. Mój długoletni przyjaciel właśnie tak uważa, dlatego poczułem, że napiszę ten tekst.
Kiedyś ludzie nie wierzyli w istnienie bakterii i nie uznawali potrzeby mycia rąk.
Badania nad mózgiem i ludzką psychiką są stosunkowo nowe w zachodniej kulturze, więc nie jestem zaskoczony, że istnieją liczne nieporozumienia w tym temacie. Neurobiologia zaczęła rozwijać się dynamicznie dopiero od kilkudziesięciu lat dzięki postępowi technologicznemu.
Wcześniej ograniczaliśmy się jedynie do obserwacji mózgu z zewnątrz. Teraz możemy to robić z większą głębią.
Doskonale rozumiem istniejące uprzedzenia wobec osób pomagających w dziedzinie psychiki. Jeżeli ktoś ma mi pomóc w byciu sobą – zdrowym i szczęśliwym, to czy oznacza to, że sam nie potrafię?
W naszej kulturze nikt nie dostarcza nam instrukcji obsługi naszego umysłu. Nawet we współczesnej edukacji temat przekonań, emocji i odróżniania swoich wewnętrznych stanów jest ciągle awangardą. Nie mówiąc już o tym, jakie narzędzia mieli nasi rodzice, gdy my byliśmy mali i uczyliśmy się od nich. Wychowanie dzieci przez wiele pokoleń było ubogie w wiedzę na temat zdrowia psychicznego. Dopiero nasze pokolenie odkrywa, jak ważna jest wewnętrzna narracja dla naszego dobrostanu. W tych okolicznościach przyznanie, że nie potrafimy poradzić sobie z własną psychiką, to nie ujma, a przełom kulturowy.
Jeśli potrafisz sobie pomóc, to świetnie, ale czy Twoi bliscy to potwierdzają?
Czy Twoi przyjaciele dają Ci jasne komunikaty: ,,stary, ale się pozytywnie zmieniłeś”, albo ,,wyglądasz na bardziej zrównoważonego, spokojnego”? Czy może jeden za drugim ucinają kontakt, bo nie są w stanie znieść widoku człowieka, który pogrąża się w swoim umyśle i odrzuca próby pomocy?
Jeśli ktoś dostarcza mi informacji zwrotnej na temat mojego tekstu – nawiązując do metafory tworzenia – i wskazuje luki lub na to, że moje zachowania mogą ranić innych, to nie oznacza to, że jest ze mną coś nie tak.
Po prostu nasza wewnętrzna narracja nie jest jeszcze kompletna i nie obejmuje wszystkich istotnych aspektów ludzkiej egzystencji: sensu, współpracy, współzależności i zwykłej satysfakcji z życia.
Korzystanie z pomocy specjalisty, który wspiera w samodzielnym uporządkowaniu rzeczy, to nie powód do wstydu ani poczucia upokorzenia. To akt odwagi i wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i szczęście, a także za swój wpływ na innych i na świat.
Ty odpowiadasz za to, kim się stajesz
Wszyscy współdzielimy te same potrzeby. Wszyscy chcemy żyć dobrze i godnie.
Wszyscy bierzemy odpowiedzialność za to, czego doświadczamy w życiu – czy tego chcemy, czy nie. Bez względu na nasze pragnienia, każdy z nas doświadcza konsekwencji swojego życia.
Nasz poziom gotowości do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i doświadczenia jest wskaźnikiem naszej dojrzałości.
I w drugą stronę, stopień, w jakim zrzucamy swoją odpowiedzialność na czynniki zewnętrzne to stopień naszej niedojrzałości. To nie stygmat, znamię, czy przeznaczenie – każdy przeoczony moment, w którym mogłeś wybrać, czy Twoja dalsza historia będzie epicka, czy tragiczna, to Twoje nieszczęście.
Pierwszym i najważniejszym krokiem w stawaniu się bohaterem własnego życia jest rozpoznanie tej odpowiedzialności, o której piszę. Drugim krokiem jest Twoja decyzja, wybór, jak chcesz odpowiadać na to, co ci się przydarza. Jeśli wciąż reagujesz, obwiniasz świat, wchodzisz w ofiarę, masz poczucie przytłaczającego cierpienia – ok, tak teraz masz.
Możesz poprosić o pomoc osoby specjalizujące się w redagowaniu twojej historii, aby wyprowadzić ją na twoje tory. Spotkanie się z terapeutą może być początkiem naprawdę epickiej przygody. Czy chcesz rozpocząć tę historię dla siebie?
Jeżeli ten tekst wniósł jakąś wartość w Twoje życie, to może zechcesz podzielić się nim dalej?